Pianista uniósł swoje ręce
nad klawiaturą fortepianu
i wydobył z niego dźwięki
piękne w swej istocie,
które grały w moim ciele huraganem oceanu,
blaskiem gwiaździstej nocy,
kolorami ogrodów kwiecistych,
szumem górskich strumieni
polskimi łąkami, rozłożystymi wierzbami
polami złocistymi
zatopionymi w pięknie słonecznych promieni.
To piękno kolorów muzyki onieśmiela mnie,
powoli zamykam tęczowymi powiekami oczy.
Przechodzę w muzyce z ciała w duszę
w rezonansie mojego wnętrza,
w locie komet warkoczy.
Nie wiem gdzie mogę się zatrzymać:
– czy na ziemi?
– czy w muzycznej przestrzeni?
– czy na łuku burzowej tęczy,
napiętego uderzeniami?.
Tony przenikają moją duszę,
dotykają każdej komórki.
Wykrzyknikiem przecinają mnie na wylot.
Wprowadzają w wieczne trwanie,
dotykają mój życia splot w muzycznej ciszy.
Jestem maleńką nutką
graną cichutko,
pełną nadziei i radości
w stwórczym natchnieniu,
uniesioną leciutko.
Jestem muzyką
wydobywaną z klawiatury fortepianu,
jak dzień z półmroku,
jak kropla rosy na listku z nocy,
lśniąca w słońcu jak klejnot najdroższy.
Jestem maleńką nutką
graną cichutko przez Stworzyciela nieba i ziemi
To Muzyk tańczy nutami w mej duszy,
w której serce i umysł wzruszy.
Pianissimo
to przestrzeń otchłani,
dane w darze ziemi,
w duszy akustyki
zamkniętej kolorami.
Cisza jest z nieba pięknością
niebo ciszą – kochania.
Tony słyszalne
potężnieją i wynoszą moje ciało
w stan nieważkości i duchowości.
.
Budzą mnie, znane akordy
ziemskiego życia.
Schodzę do ciała
w grzmocie huraganu
i spływam w rzeczne brody.
Muzyką przylatuję na kwieciste łąki,
biegając, rozpryskuję ciepłe kałuże
otoczone wieńami kaczeńców.
Unoszę się i siadam motylem w powietrzu
na fruwających nutach, które rozkosz sercu i duszy dają.
Muzyk jednym uderzenie w klawisz fortepianu
posadził mnie na nutę białego pegaza w galopie,
która unosi mnie w przestworza orchideii
składanych w ofierze Penelopie.
Smagany jestem
wichrem powietrza,
biczem Wenus,
w nagość mego ciała.
Fruwające kolibrem nuty
gonią nektary kwiatów
w sekwoi dostojności
mojego wnętrza.
Cudownie pływam jak w pieśni,
z życia do istnienia,
z istnienia do życia.
Nie czując przejścia przez śmierć
– w muzyce Chopina.
Nagle melodia zapachniała sianem
z betlejemskiej nocy nadziei,
zwiastowania zbawienia.
Tuląc mnie miłością ciepła anielskiego.
Ciało zamieniło się w opłatek wigilijny,
łącząc serca rodzinne skrzydłem nieba
w energii ducha i ciała,
jak w kromce chleba.
To mistrzostwo muzyki urzeka
kolorem wiosny i jesieni
i każe mi zrozumieć,
że Bóg jest blisko
każdego człowieka,
w harmonii świata,
ale nawet w muzyce.
czasem artysta
złowieszczą nutę wplata.
Po to, żebyś wiedział,
że życie jest cudem na ziemi,
w zazdrości targanym przez złe duchy,
a które się w raj przemieni,
jak dźwięk z uderzenia w klawisz fortepianu.
Kłaniam się i życzę Wam drodzy czytelnicy byście zawsze byli kochani, radośni i szczęśliwi. Bądźcie roześmianą różą rozkwitającą w świetle Boga.
Wojciech Przybyłowicz